Ruiny cerkwi z niewielkiej wsi na Lubelszczyźnie zagrały w "Zimnej wojnie". Okoliczni mieszkańcy, którzy na długo przed sukcesem filmu próbowali ratować pozostałości świątyni, liczą, że w końcu odmieni się los zabytku.
„Zimna wojna” ma aż trzy szanse na zdobycie Oscara. O przyznawaną w Los Angeles statuetkę powalczy w kategoriach: najlepszy film nieanglojęzyczny, najlepsze zdjęcia oraz najlepsza reżyseria. Werdykt Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej poznamy 24 lutego. Ale i bez Oskara można już mówić o wielkim sukcesie filmu Pawła Pawlikowskiego.
„Zimna wojna” otrzymała prestiżową nagrodę Goya przyznawaną przez Hiszpańską Akademię Sztuki Filmowej dla najlepszego filmu europejskiego. W grudniu obraz święcił triumfy podczas rozdania Europejskich Nagród Filmowych. Uznano go wówczas za film roku, a Pawlikowskiego – za najlepszego reżysera i scenarzystę. Wcielająca się w rolę Zuli Joanna Kulig została okrzyknięta najlepszą aktorką. Wiosną była Złota Palma w Cannes.
Finałowa scena i kury gospodarzy
Mimo nocnej pory galę rozdania Oscarów zamierza oglądać Zdzisław Pizun, historyk z Lubyczy Królewskiej. Dzięki „Zimnej wojnie” cały świat może oglądać miejsce, któremu z ogromnym zaangażowaniem poświęca swój prywatny czas.

Część scen do filmu powstała na Roztoczu – w niewielkiej wsi Kniazie koło Lubyczy Królewskiej, tuż przy granicy z Ukrainą. Ekipa filmowa gościła w niej dwa razy: w styczniu 2017 r. i później latem. Właśnie za drugim razem nakręcono zapadającą w pamięć finałową scenę, która rozgrywa się w niezwykle malowniczych ruinach cerkwi. To właśnie one przyciągnęły na Lubelszczyznę filmowców. Reżyser Paweł Pawlikowski usłyszał o cerkwi od Mariusza Lewko, przewodniczącego rady miasta Lubyczy Królewskiej i historyka, który latem pomaga przy organizacji imprez kulturalnych w niedalekim Horyńcu. Reżyser przyjechał, zobaczył i zdecydował, że właśnie tu będzie kręcił.








































































